niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział II - Przygotowania do balu w pierwszy dzień w nowej szkole?

       Stałam zdziwiona, dlaczego przede mną wyrósł jak z pod ziemi ten cham, którego widziałam pierwszy i - wydawało mi się, że - ostatni raz nieco ponad miesiąc temu.
- Kastiel?
- Nie, pogodynka! - Zaśmiał się czerwonowłosy ze swojego ''żartu'' na który ja nie miałam siły zareagować.
- Chodzisz do tej szkoły?
- Tak, i wygląda na to, że ty też - wyszczerzył się rzucając peta pod nogi, włożył dłonie do kieszeni spodni i zaczął zbliżać w moją stronę.
- No tak, właściwie to wczoraj mnie przyjęto, dziś jest mój pierwszy dzień. Byłbyś taki miły i najlepiej zaprowadził mnie w odpowiednie miejsce?
- Hmm... to zależy co z tego będę miał.
- Kolejną przysługę na koncie - rzuciłam nie myśląc za bardzo nad odpowiedzią, wchodząc jednocześnie na korytarz pełen rozgadanych uczniów. Tuż nad naszą dwójką rozbrzmiał dzwonek obwieszczający początek pierwszej lekcji, na co aż musiałam zatkać uszy. Kiedy dzwonek zatrzymał się, z ulgą zdjęłam dłonie z uszu, by pierwsze co usłyszeć, to chamski śmiech czerwonowłosego.
- To za mało.
- Że co? To czego ty chcesz?
- Zastanów się dobrze, co możesz mi zaoferować, a ja idę na lekcję... w końcu ...NIE CHCĘ SIĘ ...SPÓŹNIĆ - wydukał chcąc podkreślić ostatnie słowa, ale zachowanie powagi mu nie wyszło, gdyż po chwili zaczął się głośno śmiać.
- Dobra, fajki plus opuszczenie pierwszej lekcji?
- No już lepiej. Teraz to mógłbym ci pomóc i w dostaniu się na księżyc.
- Skoro sam zaproponowałeś... - zaczęłam, jednak chłopak mi przerwał z poważnym wyrazem twarzy.
- No to proszę bardzo, pierwsze drzwi po twojej prawej.
- ''Pokój gospodarzy''? Co za kretyńska nazwa... - wyśmiałam nazwę, jaką szczycił się pokój przede mną.
- No w końcu, chociaż jedna normalna osoba... no, druga. Nieważne, właź. Ja zaczekam tutaj.
- Chyba sobie ze mnie kpisz. Idziesz ze mną -  bez pytania złapałam chłopaka za dłoń i otworzyłam drzwi, by dać się oślepić jasnym światłem. Po chwili jednak niepewnie weszłam do pokoju, by dostrzec siedzącego za biurkiem blondyna w naszym wieku. Jego złote ślepia wlepiły się we mnie, a delikatny uśmiech zdradzał dobry humor... który najwyraźniej postanowił się ulotnić, gdy zauważył, kto za mną stoi. Westchnął zdenerwowany i przetarł oczy, po czym odezwał się do osobnika za moimi plecami.
- Co ty tu robisz, Kastiel?
- Pomagam nowej - na te słowa blondyn przed nami wybałuszył ze zdziwienia oczy. Dopiero teraz puściłam rękę chłopaka, przypominając sobie o tym, że wciąż go trzymam. Odchrząknęłam, po czym zaczęłam wyjmować potrzebne dokumenty z torby.
- Witam, jestem Katherina April, jak Kastiel powiedział, jestem nowa w tej szkole. Mam nadzieję, że to odpowiednie pomieszczenie... proszę, oto potrzebne dokumenty - wręczyłam wszystko nadal zdziwionemu blondynowi patrząc na niego wyczekująco.
- A-Ach tak... dziękuję i przepraszam za tę scenkę. Jestem Nataniel Recor, jestem głównym gospodarzem w tej szkole. Już sprawdzam twoje dokumenty, chwileczka - usłyszałam prychnięcie zza pleców, w tym samym czasie Natanielowi drgnęła brew. Postanowiłam to zignorować, rozglądając się po pomieszczeniu.Większość miejsca na ścianie zajmowały przeróżne dyplomy, na prawo stała gablota z różnymi medalami za osiągnięcia zarówno w sporcie, jak i w nauce. Za to na ziemi pełno było porozwalanych - ale jakże estetycznie i równo - papierów i teczek, oraz dużo było wysuwających się półek z szafek, w których były ... zapewne też teczki, najwyraźniej uczniów, gdyż każdy rząd półek był przypisany danej klasie. Z zamyśleń wyrwał mnie ciepły głos blondyna, podający mi moje akta.
- Wychodzi na to, że wszystko co potrzebne już masz, jedynie muszę ci dać plan lekcji i kluczyk do szafki. Możesz chwilkę zaczekać? - Wstał w tym samym momencie, gdy do pokoju weszła pewna dość niska dziewczyna.  Posiadała długie, czarne włosy związane w wysokiego kitka, bladą cerę i... fiołkowe oczy. Dziwne, czy ta dwójka nosi soczewki? Widząc mnie razem z Kastielem, jakby zdenerwowała się lekko. Oho... dramat miłosny, widzę. Pewnie są parą.
- Hej Destiny, potrzebujesz czegoś? - Nataniel zwrócił się uprzejmie do dziewczyny przede mną.
- Tak jakby... nauczyciela nie ma i klasa pyta, czy mamy wolne, a w gabinecie dyrektorki też pusto. Mnie wysłano, bo jestem dziś dyżurną.
- Ach tak... zapomniałem. Przepraszam, ale dziś nasza klasa nie ma pierwszej lekcji, później za to idziemy na salę gimnastyczną tworzyć dekoracje na bal, gdyż Pani dyrektor ma za kilka dni urodziny, i urządza z tej okazji coś typu imprezę... - ''ciekawe'', pomyślałam. Bal z okazji urodzin dyrektorki? Nigdy o takim czymś nie słyszałam. - Wybacz, Katherine, ale muszę iść z Destiny do klasy. Za chwilę wrócę, przypilnuj proszę Kastiela, by nic nie dotykał, dobrze?
- Jaaa? O co ty mnie posądzasz? -  Czerwonowłosy zapytał udając oburzonego, jednak ten usmiech mówił sam za siebie. Nataniel olewając go całkowicie wyszedł, a po krótkim spojrzeniu na nas tej dziwnej dziewczyny, byliśmy sami w pokoju. Bez żadnych oporów nowy znajomy rzucił się do szafek szukając swojej klasy a potem nazwiska. Spokojnie patrzyłam na buszującego w papierzyskach Kastiela zastanawiając się nad tym, o co mnie prosił blondyn. Po chwili jednak odłożyłam to na później, gdy zauważyłam w szafce nazwisko ''Destiny Knife''. Coś mi w tej dziewczynie nie pasowało. Skądś kojarzyłam jej nazwisko i te fiołkowe oczy, jednak za Chiny nie mogłam wydobyć z pamięci, o co mi w tamtej chwili chodziło. Kiedy Kas zajęty sprawdzaniem teczki przestał mnie dostrzegać, podeszłam powoli do szafki, wydobywając odpowiednią teczkę.
Ostrożnie śledziłam tekst wzrokiem, było tam napisane naprawdę dużo. Począwszy od jej prywatnych rzeczy, typu miejsce zamieszkania, data urodzin, rodzina itp. kończąc na ocenach i zachowaniu w szkole. Z tego co zauważyłam, to jej oceny są średnie, ale to nie to, co mnie interesowało. Było napisane, że mieszkała wraz z matką, bez ojca, jedynie od niedawna mając przyrodnie rodzeństwo i coś na kształt ojczyma. Zapamiętałam miejsce zamieszkania, po czym szybko odłożyłam aktówkę na swoje miejsce.
- A co ty tak zachodzisz mnie od tyłu? - usłyszałam ton głosu Kastiela tuż przy uchu.
- Eee... segreguję? - chłopak na te słowa się zaśmiał.
- Przecież nie znasz nikogo w tej szkole, czyją teczkę czytałaś?
- Chciałam znaleźć dokumenty tej całej Destiny, Twoja dziewczyna? - na te słowa chłopak lekko zarumienił się. -  W każdym razie, nie znalazłam, co za pech - teatralnie udałam poddanie i usunęłam się mu z drogi słysząc kroki z korytarza. Czerwonowłosy najwyraźniej też je usłyszał, gdyż szybko umieścił teczkę na swoim miejscu i zatrzasnął drzwiczki.
- Tak, zauważyłem - wielkie Niebiosa, co za idiota z niego. - Jestem za szybki.
- No trochę - udałam ponownie przygnębienie, jednak szybko się ogarnęłam, gdy drzwi z hukiem się otworzyły.
- Jestem już! Wybacz Katherine, już ci daję ten kluczyk. Przy okazji byłem w pokoju nauczycieli, zabrałem go stamtąd i wydrukowałem ci plan lekcji. Także jesteś w klasie drugiej A, tę lekcję masz wolną ale później musisz iść na salę gimnastyczną. W każdym razie, ja muszę już wrócić do roboty, więc... - podrapał się po głowie chcąc dać do zrozumienia, żebyśmy wyszli.
- A, pewnie. Dzięki, dalej poradzę sobie sama, do zobaczenia! -  Rzuciłam przez ramię wychodząc z pomieszczenia, stawając twarzą w twarz ze zniecierpliwioną Destiny. Kastiel jakby natychmiast się pożegnał ze mną i poszedł razem z dziewczyną na dziedziniec. Stwierdziłam, że nie ma sensu stać dłużej na korytarzu, więc postanowiłam pozwiedzać szkołę.
        Idąc wzdłuż niebieskich szafek, natrafiłam na schody w dół, prawdopodobnie pomieszczenie niżej to piwnica. Postanowiłam sprawdzić, czy drzwi są otwarte. Po włożeniu odrobiny wysiłku w uchylenie ich, usłyszałam lekkie skrzypnięcie. Wychyliłam głowę, by rozejrzeć się, co znajduje się w środku. Przez małe, uchylone okienko u góry dostawały się ciepłe promienie słoneczne, oświetlając środek piwnicy. Ściany były całkowicie gołe, gdzieniegdzie podrapane lub uwalone w farbach. Podłoga wyglądała niewiele lepiej. Całe pomieszczenie było średnich rozmiarów, na końcu stała scena z czerwonymi zasłonami, za którymi pewnie było miejsce na "kulisy".
O jedną ze ścian oparty był ... Białowłosy chłopak. Niepewnie podeszłam do niego, zauważyłam, że śpi. Ubrany był w zielono-czarny strój w stylu wiktoriańskim, a na głowie miał artystyczny nieład. Na klatce piersiowej miał ułożony, otwarty dziennik z czarnej skóry. Co za nieodpowiedzialność, zasypiać w takim miejscu... Nie miałam więcej czasu, by przyjrzeć się tajemniczemu osobnikowi, gdyż do moich uszu dobiegł coraz głośniejszy odgłos stawianych kroków, tuż za drzwiami. Poczułam silną, dużą dłoń na swoim ramieniu, po czym ta szybko pociągnęła mnie za czerwoną kurtynę, wręcz przybijając mnie do ziemi, drugą ręką zaś zamykając mi usta.
Spojrzałam zdezorientowana na chłopaka nade mną, tego samego, który jeszcze sekundę temu tak spokojnie spał. W szoku zauważyłam, że chłopak miał jedno oko koloru szmaragdowego, drugie w kolorze złotawym. On zapewne też dostrzegł moje różnobarwne tęczówki, gdyż rozszerzył ze zdziwienia oczy. Z niechęcią musiałam przyznać, że pierwszy raz w całym swoim życiu byłam tak blisko jakiegoś chłopaka, jak w tej chwili.
- Jest tu kto?! - Dobiegł nas niski, męski głos, pewnie jakiś nauczyciel przyszedł. Chwilę trwała cisza, ze strachu oboje wstrzymaliśmy oddech. Po chwili facet wyszedł, zamykając na klucz drzwi...
Chłopak w pośpiechu zdjął dłoń z mojej twarzy, po czym oboje ze świstem wypuściliśmy powietrze. Zapanowała między nami niezręczna cisza, którą po chwili przerwałam, gdyż ciężar chłopaka wyraźnie dawał się we znaki, gdy nogi zaczęły mi drętwieć.
- Mógłbyś ze mnie zejść?
- Wybacz, nie chciałem. Po prostu spanikowałem, gdy nauczyciel wszedł i jakoś tak wyszło... Naprawdę Cię przepraszam - jego twarz wyrażała czystą skruchę, a policzki zarumieniły się lekko.
- Nie ma sprawy, nie mam ci tego za złe. Ale... jak my stąd wyjdziemy? - Spojrzałam pierw na niego, później na zamknięte drzwi.
- Nie martw się, zaraz otworzę drzwi, mam tu gdzieś w kieszeni zapasowy klucz... - spojrzałam uspokojona na białowłosego, jednak ten po chwili szukania jakby zastygnął. Jego twarz wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Malowało się na niej niedowierzanie z nutką zdenerwowania.
- Coś się stało? - Dopytałam, by przerwać panującą ciszę.
- Ja... chyba zgubiłem klucz...
- Chyba niedosłyszałam.
- Zgubiłem klucz - wypowiedział te słowa, jakby się przechwalając, jednak jego twarz nie zmieniła wyrazu.
- Ach, świetnie - wstałam ze sceny, na której dotychczas siedziałam. Lekko się zachwiałam, na co chłopak zareagował stając za mną i jedną ręką obejmując mnie w pasie, drugą trzymając za ramię.
- C-Co ty robisz?! - Spytałam dziwiąc się jego zachowaniu.
- Proszę wybaczyć, jednak nie pozwolę, byś się zraniła, mogłaś upaść...
- To miłe, ale nie potrzebuję obstawy - wyrwałam się z uścisku, co nieco chłopaka chyba... zdenerwowało? - W każdym razie, nazywam się Katherina April, miło mi - wyciągnęłam rękę, by ją uścisnął, jednak ten chwycił ją lekko, ale stanowczo i pocałował w zewnętrzną stronę, po czym nadal ją trzymając, podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się.
- Lysander Canell, miło mi cię poznać, Katherino - chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, jednak słysząc kroki za drzwiami, wyrwałam swoją dłoń z uścisku i oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę. Kroki ucichły, które po chwili zastąpił dobrze znany mi głos Kastiela.
- Lys?! Jesteś tam? - O, czyli się znają.
- Tak! Myślę, że jakiś nauczyciel zamknął nas tu, to znaczy mnie i Katherinę April.
- Co?! A, to może nie chcecie, bym Wam przeszkadzał? - Nawet nie widząc jego twarzy mogłam stwierdzić, że uśmiechał się w ten swój durnowaty sposób.
- Nie wygaduj głupot... - podczas gdy chłopcy rozmawiali, wyjaśniając sobie wszystko, ja usiadłam na jednym z pudeł stojących w kącie pomieszczenia i zaczęłam machać nogami z braku lepszej czynności.
          Odpłynęłam, całkowicie zatracając się w swoich rozmyśleniach, kiedy ktoś pstryknął mnie w czoło, za które błyskawicznie się złapałam. Podniosłam wzrok na chamsko uśmiechającego się czerwonowłosego.
- Ała! Zdurniałeś?
- Oj oj, złość piękności szkodzi. I tylko tak dało się Cię przywrócić do rzeczywistości. Nawet dzwonek Cię nie ''wybudził'' - zaczął śmiać się, kiedy mój wzrok padł na Lysandra. Jego wyraz twarzy pozostał obojętny, w jego oczach zaś widniała pustka. Zupełnie, jakbym patrzyła w oczy lalki. 
- Czekaj, czyli teraz mamy iść...? - Zapytałam niepewnie nie pamiętając, w jakie miejsce mamy się udać.
- Sala gimnastyczna. Mamy iść na salę - odpowiedział już spokojny czerwonowłosy, wyciągając papierosa i zapalniczkę z kieszeni, na co ja tylko popatrzyłam z obrzydzeniem. Nie rozumiem, jak można palić, ale cóż... Nie zmienię tego. Przynajmniej Lysander nie pali, a bynajmniej nie wygląda na takiego. Chociaż jeden mądry...
- Lys, chcesz jednego?
- Tak, daj - chwila, co?! Białowłosy podszedł bliżej naszej dwójki, po czym zabrał od Kastiela jednego peta chcąc zapalić. 
- Wybacz, może chcesz wyjść? Możesz poczekać na nas za drzwiami, jeśli przeszkadza Ci dym, to pójdziemy razem na salę - proszę Państwa, kolejna niespodzianka! Skąd Lysander wiedział, do jakiej klasy należę? Ponoć tylko "nasza" klasa ma dzisiaj rozpocząć dekorowanie sali gimnastycznej... A zresztą, nieważne. 
- Miłego trucia się - syknęłam z obrzydzeniem, które spotęgował cichy śmiech rudzielca. Nie czekając na tę dwójkę, zaczęłam kierować kroki w stronę wyjścia ze szkoły. Stanęłam z założonymi rękoma na biodrach, rozglądając się po dziedzińcu. 
To teraz dokąd? Przydałaby się jakaś mapa szkoły, czy coś w tym stylu. Poczułam na twarzy kilka kropel wody. Zdezorientowana podniosłam głowę do góry, by ujrzeć mocno zachmurzone niebo. Zaczynało padać, więc skierowałam się do budynku na prawo, licząc w duchu na to, że trafiłam w odpowiednie miejsce. Nie myliłam się. Otwierając drzwi wejściowe, ponownie w tym dniu oślepiło mnie jasne światło, przez co mimowolnie jęknęłam zirytowana.
- Och, tu jesteś! - Usłyszałam przyjazny, kobiecy głos tuż obok siebie. Dojrzałam piękną, białowłosą nastolatkę o złotych oczach, radośnie podskakując biegnącą w moją stronę. Ubrana była w białą niczym jej włosy sukienkę z czarnym gorsetem w również wiktoriańskim stylu, a na nogach miała czarne, długie ponad kolana sznurowane kozaki. Cała wręcz promieniała szczęściem, zachwycając tym innych, całkowite przeciwieństwo mojej osoby. Przez myśl mi przeszło, czy czasami ta dziwna dziewczyna nie jest siostrą Lysandra, w końcu są podobni. Gdy była w odległości kilku metrów ode mnie, zamurowało mnie. Czy to ze strachu, czy ze zdziwienia, nie mam pojęcia. Jednak do tej chwili nie byłam pewna, do kogo woła. Dobiegła do mnie i mocno objęła moje ramiona, co mnie wprowadziło w jeszcze większe zdziwienie.
- Co... - tylko tyle zdążyłam wydusić, jednak dziewczyna ponownie zabrała głos.
- Ajaj, wybacz... Jestem Rozalia Whittaker, Ty jesteś ta nowa, prawda? Jak ci tam...? A tak, Katherine! Bardzo śliczne imię, a tak poza tym, to przeczuwam, że się zaprzyjaźnimy - uśmiechnęła się szeroko po całej mowie nadal trzymając dłonie na moich ramionach. Ja, zupełnie skamieniała, tylko parę razy szybko pomrugałam, cały sens tej krótkiej mowy dotarł do mnie dopiero po chwili. Jednak białowłosa nie dała mi czasu na odpowiedź, gdyż złapała mnie tym razem za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę sceny, drabin i różnych pudeł z jak się można domyślić, ozdobami.
- Słuchaj, niedługo dyrektorka ma urodziny, więc z tej okazji urządza coś w stylu balu. Postanowiła, że da nam się trochę zabawić w jej urodziny. Zabawne, ale przynajmniej mamy wolne. W każdym razie, możesz mi pomóc, oczywiście jeśli chcesz, zawieszać łancuchy - chcąc nadążyć za jej biadoleniem, bezmyślnie przytakiwałam dziewczynie, próbując zrozumieć swoje położenie.
- Świetnie! A więc możesz zebrać parę kolorowych łańcuszków z tamtego pudła w kącie, widzisz? 
- Ech... Jasne, już idę...
       **
- Nie w tę stronę, Katie!
- Ile razy mam Ci powtarzać, co? Jestem KATHERINE!
- No już, już, sorki - białowłosa ponownie uśmiechnęła się, trzymając drabinę, bym nie spadła. Drabina była dość wysoka, jednak ja nie miałam lęku wysokości, poza tym z jakiegoś powodu ufałam tej wiecznie uśmiechniętej dziewczynie.
- No dobra, skończyłam - odpowiedziałam powoli schodząc na dół.
- Rozalio Whittaker! - Usłyszałyśmy donośny głos wysokiej nauczycielki wychowania fizycznego. Brązowooka kipiała wręcz ze złości kierując się w naszą stronę. - Nie zwalaj całej roboty na nową uczennicę, wejdź na drabinę i też porozwieszaj ozdoby.
- A-Ale ja ...
- Żadne "ale"! Wchodź tam natychmiast! - Spojrzałam na białowłosą, i ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam, jak jej ręce się trzęsą, a na twarz wpływa strach. Czyżby Ona...?
Białowłosa powoli zaczęła się wspinać, jednak na trzecim stopniu zaczęła wołać moje imię prosząc, bym ją asekurowała.
- Katherine, jak wysoko jestem?!
- Nie żartuj sobie, Rozalio! - Wtrąciła się nauczycielka ponownie ochrzaniając białowłosą. - Jesteś dopiero na trzecim stopniu!
- Proszę Pani? - Odezwałam się niepewnie, jednak gdy kobieta przeniosła wzrok na mnie, nabrałam pewności. - Wydaje mi się, że Rozalia ma lęk wysokości. Czy odpowiednim więc jest zmuszanie jej do wspięcia się na górę?
- Ależ to żadne tłumaczenie! Lęki trzeba przezwyciężać. Rozalio, będę tu stała póki nie znajdziesz się na górze, słyszysz?! - Zmarszczyłam brwi w wyrazie czystego wkurwienia. Jakim cudem ta kobieta została nauczycielką? Zero wyrozumiałości.
Ku mojemu zdziwieniu, Rozalia dostała się na samą górę...
- No i prawidłowo. A teraz wychodzę, Pani Dyrektor mnie wyczekuje w swoim gabinecie. Wierzę, że poradzicie sobie. Wrócę niebawem!
- A żeby cię pies pogryzł - powiedziałam cicho pod nosem, gdy kobieta była wystarczająco daleko, by mnie nie usłyszeć.
- Rozalio? Oddychasz jeszcze?
- Katherine, pomóż mi... - wyjąkała przerażonym głosem. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie płakać.
- Spokojnie, trzymam drabinę... - i jak na złość, coś ciężkiego trafiło w drabinę, sprawiając, iż ta zaczęła przechylać się w jedną stronę. 
Wszystko potem potoczyło się bardzo szybko. Krzyk Rozalii, która wyleciała z drabiny, mimo wszystko przeraził mnie. Nie chcąc dopuścić, by białowłosej stała się krzywda, podbiegłam w miejsce, w które leciała i złapałam ją osłaniając własnym ciałem przed upadkiem.
Ostatnie co słyszałam i widziałam, to przerażone krzyki uczniów i rozmazane sylwetki Kastiela i Lysandra, biegnących w naszą stronę. Potem była już tylko ciemność.









3 komentarze:

  1. Świetny rozdział czekam na dalszy rozwój akcji
    Gorąco pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :)
    Katherina... Będzie mi się zawsze kojarzyć z tvd i to.
    Mniejsza. Czekam na wiecej
    pzdr :)

    ps. zapraszam do mnie: http://pomozmiodnalezcmilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmarznięta nowicjuszka melduje, że jest gotowa, Sir!
    Uzbrojona w klawiaturę i myszkę śmiało może komentować, Sir!
    A więc przystąpmy do natychmiastowego działania, Sir!
    Muszę bardzo Cię zmartwić, albowiem jestem zmęczona, co idzie w parze ze zdenerwowaniem. Trochę pozrzędzę, ale w następnym wystąpieniu będzie lepiej, obiecuję. (^.^)
    Zarządzam czepialstwa nieubłagany początek. I... Akcja!
    Scena pierwsza. Pewności nie mam, ale przeczucie a i owszem. Myślę, że akcja dzieje się poza granicami Polski, o czym świadczą imiona oraz nazwa miejscowości, do której przeprowadziła się główna bohaterka. Więc na malinowe cappuccino, dlaczego ludzie płacą tam złotówkami?
    Scena druga. Raz się zdarzyło, ale jednak. CapsLocka nie używamy, choćby nam Piramidogłowy swym mieczem przed nosem wymachiwał. Jeżeli nie wiesz, o kim mówię, to możesz wpisać w Google, a mego przyszłego męża dostrzeżesz.
    Scena trzecia. W opowiadaniach nie piszemy zwrotów typu "Ci" lub "Ty" z wielkiej litery. Ja tak do Ciebie napiszę, ale Ty w swej twórczości tego nie rób, dobrze?
    Scena czwarta. Skrótów typu "itp." lub "tj" też nie piszemy. Proszę, zastąp to normalnymi słowami, a gwarantuję, że będzie piękniej.
    Scena piąta. Zdarzają się powtórzenia. Co prawda nie występują one nagminnie, natomiast sporo ich znalazło się podczas opisywania klubu, w którym pracuje główna bohaterka. Na punkcie powtórzeń mam dosłownie fioła, toteż nie przepuszczam nikomu.
    Scena szósta. W rozdziale drugim pojawił się zwrot "w każdym bądź razie", a dokładniej podczas wyjaśnień Rozy dotyczących powodów organizacji balu. W tej kwestii mogę się z Tobą całkowicie zgodzić, albowiem mnie również jest przyjemniej powiedzieć "w każdym bądź razie", jednakże poprawna forma jest bez tego cudownego słówka "bądź". To tak na przyszłość.
    The End. Odetchnijmy z ulgą. Przepraszam, że się poprzyczepiałam do wszystkiego. Wiem, to perfidne zawracanie dupy rzeczami absolutnie nieważnymi, ale pisać potrafisz, więc chciałabym, aby Twoje opowiadanie wyglądało jak najładniej. Zapewne wisiałoby mnie, jak się ono prezentuje, gdybym nie zechciała go dalej czytać. Proszę, doceń to. Trochę doskwiera mnie fakt, że kolejna bohaterka straciła rodziców. Jejuniu, ile jeszcze razy "parentsy" zostaną uśmierceni, zanim odebranie im życia wejdzie do kanonu? Teraz już tego nie cofniesz, chociaż czysto teoretycznie mogłabyś zrobić z nich wygłodniałe zombie... Nie, lepiej tego nie rób.
    Piszesz zacnie, piszesz długo, więc nie licz na to, że prędko Cię opuszczę. Będę nawiedzać Twojego bloga całymi dniami i nocami... Żartuję, żartuję, w stalkera bawić się nie lubię. Ale wpaść na herbatkę od czasu do czasu nie zaszkodzi.
    Twórz szybciutko nowy rozdział, ponieważ chcę się dowiedzieć, co będzie dalej. Szatanie Wszechmogący, jak mogłaś przerwać w takim momencie? Teraz nie wiem, czy rozwaliła sobie głowę, czy nie! Dobra, nie ważne. Nie dociekaj.
    Zwracam się jeszcze z ogromną prośbą. Czy mogłabyś informować o nowych postach na swoim profilu (jeju, nie wiem, jak inaczej to nazwać, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz)? Bardzo ułatwiłoby mnie to życie. Z góry dziękuję.
    Zadanie mające na celu skomentowanie - wykonane, Sir!
    Odmeldowuję się, Sir!

    OdpowiedzUsuń